Drodzy Potomkowie naszych Przodków,
Świadomy swojej roli, pozwolę sobie w kilku zdaniach opisać nasz 3-ci Zjazd Rodzinny w Górznie który dedykuję tym którzy nie mogli przyjechać.
A więc:
Zjazd rozpoczął się powitalnym obiadem w sobote 5 wrzesnia okolo godziny 14:00. Zgodnie z nawą tradycją (wprowadzoną przez cocię Dusię podczas 2-giego Zjazdu) już przy obiedzie obowiązywał strój „na gala”. Niestety, w tym roku ze względów albo osobistych albo zdrowotnych w zjeździe, pomimo wcześniejszego zameldowania się, nie mogli wziąć udziału wujek Maciek Oszwałdowski z ciocią Kamilą oraz wujek Andrzej Maniak z małżonką. Brakowało również Ani i Dustina, Oli, Teresy i Ralfa wraz z Georgią i Alexandrem, Kuzyna Wicia z Justyną i młodym Wiciem, Kuzyna Tomka z Hanią, Moniki z Piotrem i Lizą, moich Dzieci – Basi i Konrada z Helenką, mojego chrześniaka – Tymona, Magdy i Wojtka oraz całej rodziny ze Słupa. Za to w ostatniej chwili potwierdzili swój udział Marysia i Hubert.
Po objedzie nastąpiła krótka narada Komitetu Zjazdu związana z organizacją referatów. W tym roku referentami był Jacek oraz w zastąpstwie wujka Andrzeja – Jacek. Referat pierwszego referenta (Jacka) dotyczył losów jego obu Dziadków przedstawionych na tle historycznym; Było w nim bardzo dużo tła historycznego a mało o dziadkach, ale pewnie właśnie o to w tym referacie „kamanowało” (czyli chodziło) – losy jednostek (nawet licznych jednostek) nie mają żadnego znaczenia gdy ruszy Walec Wielkich Wydarzeń. (to oczywiście moja ocena); tragiczne ale trzeźwo patrząc – prawdziwe; na szczęście ta prawda nie musi być (dla wszystkich) tragiczna. Dowód? Proszę bardzo - Rok 1980 i przemiany z nim związane.
Drugi referat, nieobecnego ze względów osobistych wujka Andrzeja, referowany tym razem przez Jacka dotyczył rodziny Małeckich. Wujek Andrzej dotarł w swoich badaniach aż do roku 1780! Muszę przyznać, że po przelotnym zapoznaniu się z ogromem informacji zebranych przez wujka postanowiliśmy (my, czyli Jacek i ja), że referat skrócimy do 20 stron (z 96!) zaś zainteresowani całością materiału otrzymają (za zgodą wujka Andrzeja) całość w formie pliku. Jacek zaczął referat i skończył go nie przerywając, na .. 96 stronie! Wujku – brawo! Krótkie i treściwe informacje, zdjęcia, wycinki z metryk, ksiąg, mapki pozwalające zorientować się w „czasie i miejscu akcji” – jestem pewny, że wujka praca żywo zainteresowała wszystkich uczestników zjazdu. (dzięki Jacek – sam bym lepiej nie umiał tego zreferować J).
Oczywiście nie obyło się bez tradycyjnego urodzinowego tortu wujka Wieśka za który w imieniu wszystkich zjazdowiczów dziękuję.
Po części oficjalnej usiedliśmy przy stołach na zewnątrz gdzie czekał już na nas grill i śpiewniki przygotowane po względem repertuaru i dezignu przez Ludwikę i Rainera.
Rozmowy i dyskusje toczyły się aż do późnych godzin nocnych / wczesnych godzin rannych.
W niedzielę rano, po śniadaniu zebraliśmy się przed budynkiem do „zdjęcia rodzinnego” i oficjalnie zakończyliśmy 3-ci Zjazd Rodzinny ( na zdjęciu brakuje mojej siostry Hanki i Tomka którzy nie moglii w tym roku zostać na noc i po grilu i śpiewach, wyjechali).
Naturalnie i tym razem nie obyło się bez „zahaczenia” w drodze powrotnej o Szramowo i zjedzenia tradycyjnej zupy cioci Anity (czyli mojej małżonki). Przed dwoma laty był to rosół, zaś w tym roku zupa meksykańska. Dzieci smarzyły przy ognisku kiełbaski dostarczone przez Jagodę a dorośli raczyli się pączkami cioci Ali (czyli mojej bratowej). Jarek (czyli syn mojej śp. kuzynki - Joli) stanął w szranki w grze twister z Marysią i Agatą i, pomimo wyraźnej przewagi wagowej i niespotykanej determinacji, przegrał.
I to chyba wszystko. Dziękuję za Wasz udział w zjeździe i do zobaczenia najpóźniej za dwa lata.
Serdeczen pozdrowienia
Mirek.